Kochani!
Dzisiaj nie będę udzielać Wam porad, nie będę Wam doradzać i nie będę informować...Nie mam też zamiaru dbać o fachowe słownictwo..
Jedynie pragnę obudzić w Was chęci!
Niech to będzie taki mega prosty wpis, ale taki od serca
Dlaczego od serca? Bo będzie to wpis streszczający moje życie, ale spokojnie - tylko dotyczące PASJI 😀
Oczywiście tematyka bloga jak najbardziej będzie zachowana.
Hmm...więc jak to było z tym moim bieganiem ?
Zaczęło się tak... Jaro (teraźniejszy trener i najwspanialszy Ojciec na Świecie) będąc dzieciakiem miał ogromny talent, biegał jak szalony, co odziedziczył z kolei po swojej mamie (mojej babci ), która również biegała jak szalona 💪
Jaro miał wiele propozycji od trenerów, którzy chcieli popracować nad jego talentem, aby pozwolić mu się rozwinąć. Niestety...Tamte czasy, to byłe ciężkie czasy... Jego rodzice utrzymywali się z gospodarstwa, Ojciec się rozchorował, trafił do szpitala i Jaro z bratem musieli pomagać mamie. Pasję trzeba było odstawić na bok. Są rzeczy ważne i ważniejsze. I tak to niespełniony Jaro poznał Dankę, wzięli ślub, spłodził Syna, zasadził drzewko, wybudował dom, potem spłodził córkę i postanowił swoją pasją zarazić dzieci XD
Zaczęło się od brata. Polubił bieganie, więc trafił do szkoły sportowej, następnie trenował lekkoatletykę, robił zacne wyniki, jeździł na obozy no generalnie obracał się w tym cały czas. W dniach kiedy wpadał do domu, trenował z Jaro w lesie (przy którym mamy to wielkie szczęście mieszkać) i w tym lesie zarazili MNIE. Mała Asia chodziła z nimi i biegała po górkach, przeskakiwała powalone drzewka i zawsze starała się być PIERWSZA 👆
Tak jej się spodobało, że chodziła z Nimi zawsze. Jaro się ucieszył bo niespełniona pasja obudziła się w jego dzieciaczkach. Posłał więc córcię na zawody lekkoatletyczne dla najmłodszych na AWF Kraków.
Asia Bogacz, druga klasa podstawówki, dystans 400 m.
Jaaaaaaki to był dla mnie wtedy dłuuuugi dystans...
Na starcie mnóstwo dziewczynek, widać że już trenujących od najmłodszych lat (wszystkie buty Nike, dresiki oryginalne, wszystkie się znają, wyluzowane), pośród nich ja...średniego wzrostu, długo włosa i długonosa xD dziewczyna w halówkach za 10 zł, legginsach i zwykłym t-shircie (no generalnie tak jak chodziłam na wf, szału nie było ). Kiedy popatrzyłam na te nogi na starcie (same oryginalne adidaski), to myślałam, że ucieknę... i tak też zrobiłam-uciekłam (pozostałym zawodniczkom ) i wygrałam swój pierwszy poważny bieg w życiu. :-) Za rok powtórzyłam wygraną na tym dystansie...i tak się zaczęło. Później startowałam w wieeeeeeelu biegach szkolnych, nieszkolnych itd. Wszystkie wygrywałam ( w Proszowickim parku znalazły się takie, które przed startem "odgrażały się, że nie mam z nimi sznas") W gadce bankowo, ale w biegach było jak zwykle XD
Wszystko fajnie się toczyło...byłam nie do zatrzymania w biegach. Niestety dopadł mnie ten smutny czas- KONTUZJA.
Nawaliło mi konkretnie kolano. W gimnazjum strasznie wystrzeliłam w górę, stawy nie nadążały z rozwijaniem się adekwatnie szybko do wzrostu. Lubiłam grywać w piłkę (strasznie kontaktowy sport), wiele upadków, stłuczeń, aż..... bach! Pękła łąkotka w kolanie lewym!
Co usłyszałam od lekarza? ARTROSKOPIA!!!
u dziecka nastoletniego... DRAMAT.
Na szczęście wtedy Jaro złoty mózg powiedział: NIE MA SZANS - Ona jest zbyt młoda! I dzięki Jaro nie pożegnałam się ze sportem.
Co prawda wykluczyło mnie to na długo z biegów, kontuzje się odnawiały i nie było szans na biegowe szaleństwa.
Asia była napaloną sportsmenką i nie usiedziała na tyłku. Ballet jej był w głowie.. Poszła spróbowała i się zakochała.
Byłam najstarszą w grupie, więc miałam pod górkę. Rozciągnięta zawsze poźniej niż inne, no generalnie strasznie musiałam nadganiać, ale ciężko pracowałam bo mi zależało i dawało mi to ogromną radość!
Ehh...kontuzja powróciła i wyrzuciła mnie także z balletu
Po drodze przewijał się taniec towarzyski, Ragga Dancehall, chęć grania na gitarze ( ku temu pojawiło się małe okienko-jest szansa, że spełnię to marzenie)- Pozdrawiam 😀
tak leeeeciał mi ten czas bezowocnie ale i owocnie, bo kolano wyleczone, noga wzmocniona. Nie bez powodu na swój zawód wybrałam Fizjoterapię, tak naprawdę dzięki temu sama doprowadziłam kolano do porządku.
Teraz jestem tutaj : Mam swoją przeszłość. Pod względem pasji, czuję się okropnie niespełniona.
Łzy leją mi się strumieniami, kiedy patrzę na młode talenty, które mają szansę się spełnić, a przechodzą obojętnie obok takiej szansy. Też kiedyś tego nie rozumiałam... Teraz oddałabym wszystko za to by móc jakoś to zmienić... Ale taki scenariusz napisał dla mnie sam Bóg ( któremu dziękuję za to, że jestem tu gdzie jestem ).
Przekonałam się, że nie wszystko stracone. Nogi wzmocnione, nabierają sił i nawet chcą współpracować, co prawda do wszystkiego muszę dochodzić ciężką pracą, ale da się! Nie ma rzeczy niemożliwych!
Jest tyle amatorskich biegów. Okazuje się, że aby biegać wcale nie musisz być zawodowcem, możesz biegać dla SIEBIE, dla swojego zadowolenia. Możesz też biegać charytatywnie- dla innych 💗
Odkryłam w sobie taki pokład radości z biegania dla samej siebie, że ciężko to opisać.
Nie potrafię funkcjonować bez biegania, mam świadomość tego, że jestem niespełnionym człowiekiem, ale zaspokojonym w sercu.. bo w sercu czuję niesamowitą radość z każdego km, z każdego nowego lepszego czasu, z każdego uśmiechu mojego kochanego taty, który czuje się spełniony patrząc jak biegam.
Jestem wdzięczna za moich wspaniałych przyjaciół, którzy nigdy nie krytykują mojej pasji, a mnie wspierają!
Dziękuję człowiekowi, który jest teraz blisko mnie, szanuje moją pasję i nie tylko wspiera, ale mnie dopinguje. Cieszy się, kiedy jestem szczęśliwa i wiem, że zrobiłby wszystko, żeby być na każdym moim biegu. To się nazywa SZACUNEK. Nie mam słów, żeby opisać moją wdzięczność za tego człowieka!
Czy naprawdę do szczęścia potrzebujemy 'zawodowego biegania'? Czy po prostu radości z amatorszczyzny dającej nam możliwość walki nie z przeciwnikiem na światowym poziomie, ale z najtrudniejszym przeciwnikiem jakim jest własne JA!
Przecież tutaj jest sukces. Zwalczanie własnych przeciwności wznosi Cię na wyżyny :)
Kochani dziadkowie, rodzice, kochana młodzieży, dzieci...
Jeśli ktokolwiek z Was zna, bądź jest tą osobą, która ma talent i słyszy o tym od innych, ale z jakiś przyczyn przechodzi obok tego talentu obojętnie, bądź jest pogubiony/pogubiona... Błagam! Nie marnujcie tego, bo kiedyś będziecie niespełnionymi dorosłymi mającymi na głowie obowiązki przeważające nad pasją, która przecież bierze się z talentu, a sam talent od Boga.
Grzech go nie wykorzystać! :)
Pozdrawiam! 😙